środa, 24 grudnia 2014

Rodzaiał 1

- Mery... Mery! Wstawaj ! - usłyszałam głos Megan.
- Już, już.. - powiedziałam mrużąc oczy.
- Zejdź zaraz na śniadanie. - powiedziała po czym wyprostowała się i ruszyła ku kuchni.
Zgramoliłam się z łóżka, spojrzałam w lustro i zauważyłam 'potwora'. Włosy wywijały się we wszystkie strony świata. Odwróciłam się od lustra by nie patrzeć na siebie. Weszłam do łazienki, sięgnęłam szczotkę do włosów i energicznie rozczesywałam poplątane włosy.
 Wyszłam z łazienki po zrobieniu makijażu i szłam w kierunku kuchni.
- Wreszcie - powiedziała Megan odkładając kubki z herbatą na mały stolik stojący w rogu pomieszczenia - Ile można czekać?
- Szkoda gadać. Nie wyspałam się. Która godzina?
- 9.27. Pamiętaj, że masz dziś szkołę tańca o 10.30.
- Kurczę, zapomniałam - próbowałam zachować równowagę - Zawieziesz mnie?
- Mery, masz prawo jazdy. Jedź sama. Ja wychodzę o 10.00.
- Gdzie idziesz? - zapytałam zaskoczona.
 Spojrzałam na nią. Była ubrana w czarną sukienkę. Wyglądała ślicznie. Zaskoczyło mnie również to, bo Megan nigdy nie wychodziła o tej godzinie. Zazwyczaj czytała książki, piła kawę i jadła słodycze.
- Idę na rozmowę o pracę.
- Gratuluję! Zgaduję, że dzwonili ze sklepu "Fashion".
- Tak, mam nadzieję, że mnie zatrudnią.
- Trzymam kciuki - energicznie wstałam i pocałowałam ją w policzek - dzięki za śniadanie. Ja lecę do pokoju. Muszę się ubrać.
 Szybkim krokiem pomknęłam do swojego pokoju. Spojrzałam na parapet.
- Sara! - krzyknęłam gdy zauważyłam podrapany fotel.
 Kot spojrzała na mnie znudzonym wzrokiem po czym ponownie zapatrzyła się na przechodniów. Zignorowałam ją i wyciągnęłam z szafy czarną bluzę i białe getry. Spojrzałam na zegar.
- Już 10.00?! - krzyknęłam i pobiegłam do drzwi po drodze chwytając torbę. Otworzyłam drzwi. Zatrzymałam się w wejściu i zrobiłam kilka kroków do tyłu zaglądając do kuchni. Megan już nie było. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Nie miałam czasu. Biegłam w stronę drzwi szukając w torbie kluczy od mieszkania.
- Mam! - krzyknęłam tak głośno, że przechodzący obok sąsiad spojrzał się na mnie i uśmiechnął.
 Szybkim krokiem ruszyłam do samochodu.
 Podeszłam, wyciągnęłam kluczyki, otworzyłam drzwi, wsiadłam do auta i włączyłam radio. Leciały wiadomości.
- Już 20 maja przyjedzie do Nowego Jorku słynna tancerka...- mówił prezenter - Jessica Simpson. Przyjedzie oceniać uczniów ze szkoły tanecznej "Dance21".
 Popatrzyłam w lusterko z szeroko otwartymi oczami. Nacisnęłam pedał gazu.
 Już po 20 minutach byłam na miejscu. Wbiegłam do sali gdzie reszta rozgrzewała się. Spojrzałam na młodego mężczyznę stojącego na drugim końcu sali. Rozmawiał z naszym nauczycielem.
- Kto to jest? - zapytałam się Rozalii.
- Nasz nowy nauczyciel.
- Nie podoba mi się... - założyłam ręce na piersi i wpatrywałam się w niego ze zmrużonymi oczami.
 Rozmawiali tak jeszcze około 10 minut. Nie wytrzymałam i podeszłam do nich. Byłam ciekawa czy to prawda, że teraz on będzie nas uczył.
- Dzień dobry panie Vessley - powiedziałam z uśmiechem do nauczyciela - O! Dzień dobry. Jestem Mery Smith. - powiedziałam z fałszywym uśmiechem.
- Joey McCartney, miło mi. - powiedział z szerokim uśmiechem na twarzy.
- To prawda, że będzie nas pan uczył? - poprawiłam włosy i starałam się zachować powagę.
- Tak. Panna Jessica Simpson przyjeżdża tutaj i będzie wybierać najlepszych tancerzy. Jedna osoba będzie miała szanse uczęszczać na studia w MSM.
- MSM? - powtórzyłam z niezrozumieniem.
- Manhattan School of Music - powiedział po czym spojrzał na zegarek, który znajdował się na jego lewym nadgarstku - Dołącz do reszty panno Smith. Już 10.52.
 Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam dumnym krokiem w stronę Rozalii.
- I co? - zapytała robiąc skłon.
- Miałaś racje. Panna Simpson wybierze jednego z uczniów, który będzie mógł się uczyć w MSM, Manhattan School of Music.
- Zawsze chciałam tam chodzić! Myślisz, że mam szanse? - zapytała, gwałtownie prostując się.
- Oczywiście.. Tylko popraw włosy bo nie wygląda to dobrze. - powiedziałam śmiejąc się pod nosem.
 Chwilę po tym jak Rozalia poszła do łazienki, pan McCartney szedł w naszym kierunku.
- Witam Was serdecznie. Jestem Joey McCartney. Będę Was szkolił przez następne dwa tygodnie. Jak już pewnie słyszeliście panna Jessica przyjeżdża i będzie wybierać najlepszych tancerzy, spośród Was. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało i ... życzę powodzenia. - mówił z radością jakby miało się zaraz spełnić jego najskrytsze marzenie.
 Każdy zajął swoje miejsca. Joey pokazał nam układ następnie powoli pokazywał nam wszystkie ruchy. Ćwiczyliśmy przez następną godzinę. Układ nie był trudny lecz większość miało problemy z zapamiętaniem kroków.
 Po treningu poszliśmy do szatni. Wróciłam na salę aby zapytać się pana Vessley'a o szczegóły przyjazdu naszej gwiazdy. Stanęłam jednak przy drzwiach i słuchałam jak pan Vessley rozmawia na mój temat z nowym nauczycielem.
- Myślę, że ma największe szanse na wygraną i zdobycie uznania pani Simpson.
- Mery... Ona ma prawdziwy talent. - chwalił mnie pan Jack.
 Usłyszałam kroki. Zrozumiałam, że chcą wyjść z sali. Do szatni nie zdążyłabym dobiec. Nigdzie w pobliżu nie było żadnych pomieszczeń. Byli coraz bliżej a ja nie wiedziałam gdzie mam się schować, co zrobić. Jack Vessley był surowym nauczycielem i nie tolerował oszustw, podsłuchiwania. Zawsze 'trzymał nas krótko'.